View Single Post
Old 29-03-2010, 21:06   #20
Gaga
VIP Member
 
Gaga's Avatar
 
Join Date: Sep 2003
Location: Los Dientitos
Posts: 6,856
Send Message via Gadu Gadu to Gaga
Default

Ja Ci w punktach nie opiszę, bo zwyczajnie nie miałam takich sytuacji. To ja byłam liderem w naszym teamie, przekazywałam "nauki" ze szkoły Romanowi, który niejedną "pracę domową" mi wypracował i nigdy nie było nawet próby pokazania czegokolwiek wobec nas. Poza nieposłuszeństwem, rzecz jasna, ale tu nie o tym.
Przyznam-wilczak nie jest mega socjalnym psem wobec innych psów i tego trzeba pilnować. I pilnowałam. Żeby nie czuł się w obowiązku pilnowania strefy stada chociażby. Bo to ja decyduję, czy z innym psem będziemy się "kłócić" czy nie. Jako, że wilczaki dają nam niewyobrażalnie wielki dar szalenie czytelnej i bogatej mowy ciała, starałam się tego nie zaprzepaścić. Honorowałam to, co chciał pokazać i co jest mu potrzebne do bycia psem. Więc na widok innego psa wolno się usztywniać, jeżyć, mruczeć ale nie wolno wyskakiwać do psa, szarpać smyczy itp. W efekcie osiągnęliśmy zrozumienie zasady: na smyczy się nie tłuczemy i reagujemy na człowieka (na mnie). Zasadę szlag nam trafił po 3 przypadkach, gdy nie miałam wyjścia i musiałam psu pozwolić na wkroczenie do akcji (za nami rzeka a szarżujący pies poza zasięgiem właściciela niemal na naszych głowach). I po takich wypadkach szalenie trudno jest osiągnąć poprzedni stan. Uzyskanie status quo wymaga ode mnie większej stanowczości-to tak, jakbyśmy się cofnęli o kilka lekcji do tyłu. Złamanie zasady na korzyść psa (może spuścić parę, mamy tzw. zachowanie samonagradzające) jest przez niego natychmiast wykorzystywane.I trudno mu się dziwić. W obecnej chwili łatwiej jest mi go zatrzymać, gdy jest luzem i widzi innego psa niż powiedzieć aby stal spokojnie na smyczy gdy tuż przed nami pręży się inny samiec. Lata nauki nie poszły w las, ale widać różnicę.Jedno zostało niezmienne: nawet gdy już dojdzie do bójki z innym spem (nawet przy maksymalnej uwadze obu stron, wtopy się zdarzają, na szczęście nigdy krwawe) to w chwili gdy wkraczam ja-bójka się kończy i nie mam najmniejszego problemu z odłowieniem gnoja, po prostu przestaje. Niestety musi być tak, że to ALFA (jak ja nie lubię tego słowa!) broni stada. A to miejsce jest zajęte, nie przez psa Gdybym pozwoliła Cheyowi na bycie bodyguardem-niewykluczone, że poczułby się pierwszym w stadzie. I kto wie co wpadłoby mu do głowy? Ja nie lubię używania psa jako pistoletu, doskonale potrafię obronić się sama, więc pies nie czuje potrzeby (a jeśli zaczynał czuć, to szybko mu to wystukiwałam z głowy) pilnowania mnie przed całym światem.
Doskonale zdaję sobie sprawę z możliwości tak dużego, silnego i szybkiego psa, ale pilnuję aby wykorzystywał cały swój arsenał (wystarczy, że mruknie) sygnałów.
To w temacie zachowań agresywnych, które przyszły mi do głowy. Z jedzeniem nigdy nie miałam problemów-odrobiłam sumiennie lekcje w dzieciństwie. Pies poleguje na łóżkach, wpycha się między nas, uwala na naszych nogach, rozwala jak byk w zielsku i żadna twierdza nie drży w posadach.
Za to mogę Ci opisać "umykające posłuszeństwo". Wystarczy dłuższy okres lenistwa, spacery, na których nic od psa nie chcę, ja idę, on idzie...luzik. Po kilku dniach pies zaczyna czuć "wakacje", nagle wyłamie komendę i poleci do innego psa na przykład. Standardowe podejście i zapięcie na smycz spowoduje, że następny raz będzie szybciej. Więc muszę natychmiast wrócić do lekkiej musztry, huknąć, naburczeć (NIGDY ! nie wywalam psa na glebę -odstawiam teatr, jakiego nauczyła mnie Margo-pies wygląda, jakby codziennie obrywał w dupę-pokaże, że jest "malutkim, grzecznym pieseczkiem" i wystarczy) i natychmiast myślenie i słuch wracają w pełnej formie
Wilczaki są jak najczulsze sejsmografy, co widać w codziennym życiu. Często sprawdzają po "całym stradzie" czy relacje są na miejscu, czy wszystko jest tak, jak niedługo wcześniej. Dla nich równowaga jest ważna i warta kontrolowania. A po naszej stronie leży dbałość o tę równowagę. Dla naszego i ich dobra.
Przy całej masie błędów, które popełniłam, popełniam i będę popełniać, pilnuję komfortu psychicznego, zaufania i posłuszeństwa i cały czas traktuje psa jak uczącego się szczeniaka. Tego nauczyła mnie trenerka w chwili cheyowego dorastania i drastycznego spadku współpracy: prosty schemat:komenda-wykonanie-nagroda. I to działa. Zawsze nagradzanie zachowań, które chcę widzieć, nawet tych najprostszych. I oczywiście cały język porozumiewania się (sygnały werbalne i nie). Nie wiem, może moje upodobanie do treningów, tak dla czystego funu nam to wypracowało, fakt, że mogę pisać o kłopotach typu "burek nie akceptuje nowego miejsca" (btw: może to mój mega błąd wychowawczy:ciągle istniejąca pępowina) zamiast walki o miejsce w stadzie?
Bo po co on miałby zmieniać to miejsce? Nie daję mu żadnych powodów...
jedno, co z mojego doświadczenia mogłoby Ci, być może, pomóc, to rejestracja ODPOWIEDNIEGO momentu, czasem jest to sekunda (czasem za późno). Dla ilustracji: pies staje, napina się i wpatruje w jakiś obiekt. Jeśli w tym momencie dasz komendę-posłucha, sekundę później już zepnie mięśnie do startu.. no wtedy to sobie możesz wołać, bez szans, dopóki nie dopadnie celu. Tak samo z reakcjami do psów: pozwolisz na wyjście nosem do psa-za chwilę musisz odciągać tę masę mięśni idącą do przodu (przypadki suczek, które "chciałyby i boja się"), ale jeśli w odpowiednim momencie dasz "równaj", nadasz kierunek łukiem to przechodzisz na kontrolowanej ale luźniej smyczy. To jest podejmowanie decyzji za psa (i chwalenie go, za wykonanie tego, o czym nie musiał decydować)

__________________

Hodowca psów to nie funkcja, to nie zawód i nie nazwa hobby - to tytuł i godność. Trzeba na nią zasłużyć i dobrze piastować.
チェイタン。

Last edited by Gaga; 29-03-2010 at 21:10.
Gaga jest offline   Reply With Quote